Już po raz kolejny uczniowie klasy II C mieli przyjemność, wziąć udział w warsztatach filmowych i tak jak uprzednio poprowadził je Szymon Wotawa - student Uniwersytetu Jagielońskiego na wydziale filmoznawstwa. Spotkanie odbyło się 18 listopada 2016 r. w naszym Liceum. Jego charakter był inny niż za pierwszym razem, gdyż dostaliśmy szansę zastosować wiedzę teoretyczną w praktyce. W tym celu Szymon wybrał dla nas film Kennetha Loacha pt.: "Riff-Raff".
Premiera filmu miała miejsce w czerwcu 1991 roku. Ekranizacja jest charakterystyczna dla twórczości tego reżysera, który był prekursorem nowego nurtu w brytyjskim kinie, nazywanego "docudramą". Jest to połączenie filmu dokumentalnego i fikcyjnej historii. "Riff-Raff", tak jak większość dzieł Loacha porusza bliskie mu, lecz trudne, tematy. I choć jest to komediodramat to zmusza nas do głębokiej refleksji. Reżyser przedstawił historię brytyjskich robotników w trudnych, dla tej grupy realiach, czyli w roku 1990, kiedy to premierem Wielkiej Brytanii była - zwana "Żelazną Damą" - Margaret Thatcher.
Z typowym, brytyjskim budowlańcem reżyser utożsamił głównego bohatera swojej opowieści - Steve (R. Carlyle) i posłużył się nim do przedstawienia szarej rzeczywistości. Steve to robotnik, pracujący na czarno i tak jak jego koledzy, walczący o godny byt. Jednak prawda na temat jego życia jest taka, że zarabia niezwykle mało, jest samotny w obcym dla siebie mieście, a jego relacje z rodziną są co najmniej skomplikowane. Praca na budowie łączy się z ryzykiem, a brak pieniędzy zmusza go do kradzieży. Jednak z tła tej szarej i marnej codzienności wybija się Susan (E. McCourt), w której Steve się zakochuje. Ta naiwna, uwielbiająca muzykę dziewczyna zdobywa nasze serca swoją wiarą i determinacją. Podąża za marzeniem i robi wszystko by je spełnić, choć przypomina to walkę z wiatrakami. Susan, nie tylko wyróżnia się spośród innych bohaterów, ale również sprawia, że jej kibicujemy, chociaż nie jest ideałem.
Biorąc pod uwagę problematykę filmu, można by liczyć, że jest przynajmniej dobry. Jednak to typowy film z tezą i to do tego stopnia rażącą, że przypomina bardziej propagandę, a nie przedstawienie rzeczywistości. Fabuła zbudowana jest zbyt prosto, a sposób kadrowania sprawia, że obraz staje się nie atrakcyjny. Reżyser nie zastosował żadnych środków, które mogłyby sprawić, iż oglądający zwróci uwagę na całość filmu. Jest on tak przewidywalny, że po 10 minutach wiemy na jego temat wszystko. Poza grą aktorów nie można pochwalić niczego. Dialogi są dosłowne i sztuczne, przez co nie dają odbiorcy wyłapać komediowego wydźwięku rozmów, prowadzonych między robotnikami, co sprawia, że tracą one sens. Co prawda naturalne otoczenie podkreśla tematykę filmu, jednak sposób ustawienia kamery i jej ruch sprawia wrażenie studyjnej scenografii. Muzyka wykorzystana w ekranizacji jest po prostu nijaka, tak jak i cały film.
Celem Szymona było pokazanie nam tzw.: anty-dzieła, które zwyczajnie nie ma prawa się podobać."Riff-Raff" przeczy zasadzie:"Dobry temat, jeszcze lepszy film.". Ukazuje też, że świetna gra aktorska nie przekłada się na wartość ekranizacji. Trzeba jednak zaznaczyć, iż ten film ma potencjał i może, gdyby scenariusz trafił w ręce innego reżysera to byłby lepszy.
Premiera filmu miała miejsce w czerwcu 1991 roku. Ekranizacja jest charakterystyczna dla twórczości tego reżysera, który był prekursorem nowego nurtu w brytyjskim kinie, nazywanego "docudramą". Jest to połączenie filmu dokumentalnego i fikcyjnej historii. "Riff-Raff", tak jak większość dzieł Loacha porusza bliskie mu, lecz trudne, tematy. I choć jest to komediodramat to zmusza nas do głębokiej refleksji. Reżyser przedstawił historię brytyjskich robotników w trudnych, dla tej grupy realiach, czyli w roku 1990, kiedy to premierem Wielkiej Brytanii była - zwana "Żelazną Damą" - Margaret Thatcher.
Z typowym, brytyjskim budowlańcem reżyser utożsamił głównego bohatera swojej opowieści - Steve (R. Carlyle) i posłużył się nim do przedstawienia szarej rzeczywistości. Steve to robotnik, pracujący na czarno i tak jak jego koledzy, walczący o godny byt. Jednak prawda na temat jego życia jest taka, że zarabia niezwykle mało, jest samotny w obcym dla siebie mieście, a jego relacje z rodziną są co najmniej skomplikowane. Praca na budowie łączy się z ryzykiem, a brak pieniędzy zmusza go do kradzieży. Jednak z tła tej szarej i marnej codzienności wybija się Susan (E. McCourt), w której Steve się zakochuje. Ta naiwna, uwielbiająca muzykę dziewczyna zdobywa nasze serca swoją wiarą i determinacją. Podąża za marzeniem i robi wszystko by je spełnić, choć przypomina to walkę z wiatrakami. Susan, nie tylko wyróżnia się spośród innych bohaterów, ale również sprawia, że jej kibicujemy, chociaż nie jest ideałem.
Biorąc pod uwagę problematykę filmu, można by liczyć, że jest przynajmniej dobry. Jednak to typowy film z tezą i to do tego stopnia rażącą, że przypomina bardziej propagandę, a nie przedstawienie rzeczywistości. Fabuła zbudowana jest zbyt prosto, a sposób kadrowania sprawia, że obraz staje się nie atrakcyjny. Reżyser nie zastosował żadnych środków, które mogłyby sprawić, iż oglądający zwróci uwagę na całość filmu. Jest on tak przewidywalny, że po 10 minutach wiemy na jego temat wszystko. Poza grą aktorów nie można pochwalić niczego. Dialogi są dosłowne i sztuczne, przez co nie dają odbiorcy wyłapać komediowego wydźwięku rozmów, prowadzonych między robotnikami, co sprawia, że tracą one sens. Co prawda naturalne otoczenie podkreśla tematykę filmu, jednak sposób ustawienia kamery i jej ruch sprawia wrażenie studyjnej scenografii. Muzyka wykorzystana w ekranizacji jest po prostu nijaka, tak jak i cały film.
Celem Szymona było pokazanie nam tzw.: anty-dzieła, które zwyczajnie nie ma prawa się podobać."Riff-Raff" przeczy zasadzie:"Dobry temat, jeszcze lepszy film.". Ukazuje też, że świetna gra aktorska nie przekłada się na wartość ekranizacji. Trzeba jednak zaznaczyć, iż ten film ma potencjał i może, gdyby scenariusz trafił w ręce innego reżysera to byłby lepszy.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze dodawane są z pewnym opóźnieniem
- po akceptacji przez moderatora.