„Z pamiętnika rekruta”
Walka z samym sobą jest czymś przepięknym! Każdego z nas cieszy sukces ,a wygrana z własnymi myślami, słabościami i uczuciami smakuje, przynajmniej mnie, niesamowicie. 7 kwietnia o godzinie 19-stej wystartowała spod Bazyliki Ekstremalna Droga Krzyżowa! Pewnie część z was stwierdzi "Jak to głupio brzmi! Jak droga krzyżowa może być ekstremalna?”. Ja również tak myślałem, lecz się bardzo myliłem... Przedzieranie się przez las, non-stop przez 42 km!!! Szczyt marzeń każdego bojownika lasu.
Oczywiście nie poszedłem tam sam ze sobą, tylko z JS1313! Oprócz znanych twarzy z naszej organizacji wspierał nas Major z Akademii Sztuki Wojennej i dwóch strzelców także z tej uczelni. A ja? Rekrut! Kim Ty jesteś Paweł? No daj sobie spokój! Gdzie Ty pragniesz maszerować razem z takimi ludźmi? Ale to nic, nie ważne kim się jest ,ważne kim się chce być i trzeba dołożyć wiele pracy, aby dojść do celu.
Przez pierwsze 21 km było dobrze, troszkę obawiałem się tego,co mnie czeka, a kto wie? Może koledzy z Warszawy nagle zechcą mnie przepytać z całej mojej wiedzy rekruta? Może wymyślą jakieś pytanie z kosmosu i co wtedy? Kara! Znam tych ludzi i wiem ,że dzięki nim ten niepokój przechodzi i czułem tylko chęć dalszej walki z samym sobą i kolejnymi kilometrami. W dobrym towarzystwie sobie żartowaliśmy i trzymaliśmy dobre tempo... Fakt szliśmy jako ostatni, bo po co się ściskać? A było podczas tej drogi około 100 osób.
Połowa drogi za nami! W Zambskach dostaliśmy ciepłą herbatę, kawę i ciasteczko, oczywiście człowiek zaczyna się rozmarzać "A gdyby tak przy każdej stacji czekał na nas taki komitet powitalny? Ach! Byłoby pięknie!". Wszyscy usiedliśmy i powoli nasze nogi dawały nam sygnał, abyśmy troszkę spuścili z tempa. Nie był to ból, jednak lekki dyskomfort przez niektórych z nas był odczuwalny. Lecz gdzie tam! Pan Major o 7 rano musi się wstawić w ASZwoju, nie ma upustów! Maszerujemy twardo, jeden za drugim. Mijając ludzi byłem dla nich pełen podziwu, ludzie młodzi, starzy, uśmiechnięci, skupieni... Każdy z nich miał swoje problemy mimo wszystko szli przed siebie nie zważając na nic innego! Wszyscy mieli jakąś swoją intencje, widziałem także kilka osób z naszego Liceum. Spojrzałem na swoją grupę a w niej Kapitan i Chorąży! Obydwaj w latach drugiej młodości, po cichu zacząłem sobie zadawać pytania "Kurde, jak oni dają radę iść takim tempem? Większość ludzi z mojego rocznika dawno by sobie odpuściła! Ja w ich wieku to będę leżał na kanapie i patrzył przez okno..." i uświadomiłem sobie, że oni to kochają, to jest ich świat.
Po 10 stacji było już coraz ciężej, Ci najsłabsi przeszli na koniec naszej kolumny a spieszący się na zajęcia Major prowadził, przy nim Chorąży. Major idzie krokiem pewnym, twardym, długim... Pasuje mi ten krok! Idę zaraz za nim, dopasowuje krok i idę, lewa prawa lewa prawa lewa... Paweł! Przecież Ty nawet jeszcze nie jesteś pełnoprawnym strzelcem a idziesz z Majorem WP! Równasz do niego krok! A może by tak go wyprzedzić... Mam na to siłę, albo się z nim zrównać! Ach! To byłby zaszczyt, iść ramię w ramię z Majorem!
Lecz nie, Major przeszedł na prawo, po lewo teraz idzie Chorąży... Inny krok, krótki, energiczny, jakby ziemia go parzyła! Nie pasuje mi ten marsz, nie mogę się dopasować... Więc patrzę na Majora i znów równam z nim krok!
Za mną cisza, zawsze ktoś żartował, opowiadał historie swojej kariery w mundurze... Teraz? Jak makiem zasiał. Każdy skupiony nad samym sobą i jak stawiać kolejne kroki, wypatrują kolejne stacje. Strzelcy! Jak dumnie jest z wami maszerować!
Mam siłę tylko na to, aby dopasować krok marszu do Majora, patrzę na nogi a gdy podnoszę wzrok przeszkadza mi światło z latarki... Ile to razy maszerowałem taką nocą patrząc na ziemię, wszystkie stworzonka już śpią! Ależ ta ziemia wygląda wygodnie z wielką chęcią bym się na niej położył, utul mnie do snu! Proszę!
Kolejna stacja, rozważania każdej stacji czytałem ja! Niektóre z nich były naprawdę... Niezwykłe, lecz większość z nich była napisana przez dziewczyny! Panowie? Cóż z nami jest? Nie potrafimy już pisać ujmujących i wzruszających rzeczy?
Reszta coraz gorzej, zostało jeszcze dobre 10 km, Chorąży idzie troszkę z tylu ja z Majorem ramię w ramię! Patrzę przez siebie i wypatruję kolejnych punktów kontrolnych nie mogę teraz spuszczać głowy! Weźmie mnie za słabego, szybciej Majorze! Mam siłę! Sprawdź mnie! Daj rozwinąć skrzydła, mi rekrutowi! Lecz nie... Major mądry człowiek, idziemy szybko, lecz nie na tyle szybko, aby pogubić buty w połowie drogi.
Nie mam siły spojrzeć za siebie, aby zobaczyć kto za mną idzie, jak radzi sobie reszta, ja tutaj nie dowodzę! Ja mam tylko iść, więc idę i wypatruję kolejnych stacji.
Nagle dołączają do nas Kapitan i Chorąży! Idziemy razem, Kapitan zły... Chce iść szybciej, chce więcej i wystrzelił jak rakieta! Ja zaraz przy nim, ten patrzy na mnie, obserwuje blask księżyca przebijający się przez linię drzew... Pyta się, kim jestem! Pyta się ,czy jestem z Akademii Sztuki Wojennej!
Ach, Panie Kapitanie, nie, ja jestem rekrutem z Liceum... I wcale nie jest mi z tym źle! Kapitan mówi mi o tym, że jeszcze dzisiaj chce pobiec na 7 km, ... Ja mam dzisiaj o 8 rano taktykę! I zapewne i Kapitan i ja będziemy szczęśliwi .
Idziemy! Cóż to za tempo! Odciski na piętach nie bolą, w stopie zaczynam czuć mrowienie, to nie jest ból! Czyli można iść „Był rozkaz, aby bolało? To ma boleć!”. Nawet jest to przyjemne, naprzód przygodo! Pełna para!
Doszliśmy do stacji... A naszych nie ma! Ludzie gdzie wy jesteście? Obijacie się! Walczcie ze sobą! Już niewiele!
Pojawili się, Chorąży problemy z kolanami, Major problem z kostką, jeden z ASZwoju problem z kolanem, drugi trzyma pod ręką naszą Panią Strzelec i tak idziemy! I idzie z nami piękna miłosna Strzelecka para! Gdy szli za mną, światło z latarki rzucały przede mną cień ich splecionych rąk... Jak fajnie byłoby kogoś takiego mieć . Dajemy radę, boli ,lecz ten ból smakuje dobrze. Już słyszę te zdania " Jak wrócę to napiję się herbatki z cytryną i zrobię sobie gorącą kąpiel..." słysząc to wszystko zacząłem winić świat za to, że nie mam w domu wanny.
Majora, Kapitana zostawiłem, ruszyli do przodu, tym razem idę z Chorążym zaraz przed resztą strzelców... Ostatnie kroki, już wchodzimy do Pułtuska! Chorąży wystrzelił jak z procy widząc rynek i ruszył do ostatniej stacji! Oglądam się za siebie i idzie biedna koleżanka opiera się o kolegę z Warszawy... Nic! Oddaj mi ją! Wezmę ją na plecy! I tak z dziewczyną na plecach przez cały rynek i pod bazylikę! 5 rano, losowi przechodnie patrzą się na mnie a ja patrzę się tylko przez Ciebie patrząc na Chorążego, nie interesują mnie te szare cienie... "Panie Chorąży! Spójrz za siebie! Zobacz co robię! Gdzie jesteście ludzie z aparatami? Zróbcie nam zdjęcie jak sobie pomagamy, kim dla siebie jesteśmy!"- odpowiada mi cisza...
Ostatnia stacja, ostatni raz napełniam płuca recytatorskim powietrzem i czytam ostatnie rozważanie, aż echo odbija się od ściany parafii! I dobrze! Niech słyszą! Niech patrzą! Strzelcy doszli, jesteśmy zwarci i gotowi!
6 rano, odprowadziłem moją drogą koleżankę pod sam dom, to obiecałem Chorążemu! I sam sobie... W sumie jakbym mógł ją zostawić? Nie ma! Nikt nie zostaje! Śmiało! Do przodu, ostatnie kroki do domu... O nie! Znam ten wzrok! Już na plecy Ciebie nie biorę! Boli? Trudno! Nie jesteś sama, do przodu!
Dom, nie wiem czy zdejmę buty, Tata się przebudził patrzy na mnie, przez okno, już jasno! Ach, synku, walczyłeś i wróciłeś! Teraz idź spać...
I tak też zrobiłem. Ekstremalna Droga Krzyżowa? Misja zaliczona, cieszmy się i radujmy drodzy Oficerowie, Strzelcy i koleżanki i koledzy!
Autor: Paweł Załoga
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze dodawane są z pewnym opóźnieniem
- po akceptacji przez moderatora.